Wpisz poszukiwane słowo i wciśnij Enter.

Crowdfunding i wczesny dostęp – mała, cyfrowa rewolucja?

Crowdfunding i wczesny dostęp – mała, cyfrowa rewolucja?

Uczucie kupowania kota w worku towarzyszyło na pewno większości z Was przynajmniej raz w życiu. Powodów było na pewno kilka – od niewiedzy, przez zwykłą ciekawość, aż po świadome ryzyko. Oczywiście trudniej brać w ciemno rzeczy materialne, o których można przeczytać liczne opinie konsumentów. Kiedy sami stajemy się konsumentem, staramy się, aby poczyniona inwestycja okazała się udana.

Czy jest to nowa lodówka, żelazko, a może karta graficzna do komputera stacjonarnego – zawsze zasięgamy rady innych, zaglądamy na specjalistyczne forum, bądź zerkamy na ocenę produktu w sklepie. Zgoła odmiennie sytuacja wygląda w przypadku ostatniej mody na tzw. wczesny dostęp do oprogramowania. Jest to zjawisko fascynujące, ale również tajemnicze i ma potencjał na zrobienie niezłego zamieszania na rynku elektronicznej rozrywki. O ile już takiego zamieszania nie wywołało…

Screenshot ze strony www.kickstarter.com
Screenshot ze strony www.kickstarter.com

Czym jest tzw. Early Access?

Najprościej ujmując „wczesny dostęp” to sytuacja, w której twórca oprogramowania daje Ci przedsmak swojego pomysłu (np. demo technologiczne), aby zachęcić Cię do sfinansowania projektu. Na tym etapie realizacja raczkuje, posiada mnóstwo niedoskonałości, być może nawet nie istnieje, aczkolwiek kusi kreatywnością i wyłamywaniem się z panujących trendów. Jednym zdaniem – jest to próba zwrócenia uwagi na projekty, które z wielu powodów zostały pominięte oraz zignorowane przez większe korporacje, firmy, inwestorów itp.

Twórca stara się wówczas wkupić w łaski zwykłego Kowalskiego, który może tym samym stać się producentem. Oczywiście zwykłe 10 dolarów darowizny nie spowoduje, że na rynku pojawi się produkt genialny w każdym calu. Ale jeśli na inwestycję zdecyduje się 50 tysięcy Kowalskich – sytuacja może zmienić się diametralnie. A twórca zyskuje stabilną, finansową platformę i spokojną pracę.

Platformy do crowdfundingu

Pomysł sam w sobie nie jest taki nowy. Już w ubiegłym stuleciu zdarzały się przypadki sfinansowania przez fanów… tras koncertowych dla zespołów muzycznych na zasadzie „dobrze gracie – pokażcie się na scenie”. System rozwijał się na tyle skutecznie, iż skrzętnie skorzystali z niego artyści z innych branż – filmowcy, programiści, malarze oraz pisarze. Eskalacja nastąpiła pod koniec ostatniej dekady, kiedy to pojawiło się kilka serwisów bazujących na crowdfundingu (dobrowolnej zbiórce), które promowały rozmaite inicjatywy.

Do najbardziej znanych należą dzisiaj Kickstarer, Indiegogo oraz RocketHub. W Polsce w ostatnim czasie prym wiodą 2 portale: wspieram.to oraz polakpotrafi.pl. Projekty czekające na wsparcie to najczęściej gry komputerowe, filmy lub planszówki, ale nie brakuje również oryginalniejszych rozwiązań.

Działalność powyższych stron powinna zainteresować przede wszystkim graczy (ale nie tylko!), którzy pamiętają złote lata dziewięćdziesiąte i nazwiska związane z tą branżą. Jak się okazuje, sporo dinozaurów z tamtej ery doskonale odnajduje się w crowdfundingowej rzeczywistości. Od dawna wykluczeni z dużych firm mogą za mniejsze pieniądze realizować swoje marzenia, bez nacisku ze strony nadzorców, za to z dużymi oczekiwaniami normalnych klientów, którzy przelali na konto piątaka.

Ci jednak już wiele razy pokazali, iż są w stanie być bardziej wyrozumiali, gdyż chcą otrzymać produkt świeży i mało schematyczny. Tym sposobem furorę na Kickstarterze zrobił legendarny twórca przygodówek Tim Schafer, który potrzebował 400 tysięcy dolarów na dokończenie swojego dzieła pt. Broken Age.

Odzew miłośników jego twórczości był, delikatnie ujmując, szokujący. Zebrano ponad 3 miliony dolarów. Równie bezproblemowo pieniądze zebrał Brian Fargo, który pracuje obecnie nad grą cRPG Wasteland 2. Cel, jakim było uzbieranie 900 tysięcy dolarów, został osiągnięty na długo przed zakończeniem zbiórki. Wynik końcowy okazał się na tyle dobry, iż w ostatecznej wersji pojawią się funkcjonalności, których autor z początku nie planował wdrażać.

Screen z gry Broken Age
Screen z gry Broken Age

Swoistym ewenementem w tym zestawieniu jest produkcja symulatora kosmicznego Star Citizen od Chrisa Robertsa. Autor kultowej serii Wing Commander zakończył zbiórkę na Kickstarterze osiągając 2 miliony dolarów. Do zakręcenia kurka z pieniędzmi było (i jest) jednak daleko. Po uruchomieniu własnej strony z systemem wpłacania darowizn Roberts ze swoją ekipą może poszczycić się dzisiaj rekordowymi 36 milionami dolarów.

A banknoty jeszcze spływają i spływać będą, gdyż projekt okazał się tak rozległy, że premierę gry postanowiono przenieść na 2015 rok. Na dzisiaj fani muszą zadowolić się zaledwie krótkim demem polegającym na zwiedzaniu swojego statku w hangarze. Tymczasem przed Robertsem czeka cała galaktyka. I pomyśleć, że początkowo autor planował uzyskać 500 tysięcy dolarów.

Wczesny dostęp na Steam

Z podobnym pomysłem wystartowała platforma Steam. W programie „Steam Early Access” biorą udział wyselekcjonowane gry w wersjach alpha lub beta. Zasady są proste – klient kupuje dostęp do takiej wersji po niższej cenie i bierze aktywny udział w jej rozwoju mając nadzieję, że wyjdzie z tego coś dobrego. Trzeba mieć jednak na uwadze, że zabawa z takim produktem rzadko kiedy należy do przyjemnych.

Ostrzegał o tym ostatnio Dean Hall ze studia Bohemia Interactive, który pod koniec grudnia opublikował na Steam Early Access długo oczekiwane DayZ w bardzo wczesnym stadium. Na pytanie, czy warto kupić teraz jego grę odpowiadał szczerze „Nie”, co oczywiście przysporzyło mu sporo nowych klientów. Hall urósł w oczach wielu graczy jako wyluzowany i otwarty gość, który nie czaruje marketingowymi zwrotami. W ciągu miesiąca DayZ nabyło ponad milion użytkowników, choć cena jak na alphę była dość zaporowa (prawie 25 Euro).

Star Citizen okazuje się być studnią bez dna.
Star Citizen okazuje się być studnią bez dnia.

Czy zjawisko crowdfundingu oraz wczesnego dostępu za kasę niesie ze sobą jakieś zagrożenie? Na chwilę obecną systemy zbiórki są szczelne i blokują dostęp potencjalnym oszustom. Ryzyko istnieje jednak w innych aspektach – czy produkt, który wspieramy okaże się godnym uwagi? Jaka będzie data premiery? A co jeśli zebrane pieniądze zostaną wydane w nieefektywny sposób (przykładem jest choćby The Doom That Came to Atlantic City)? Na 100 owiec zawsze znajdzie się 1 czarna.

Twórcy starają się jak mogą udobruchać darczyńców poprzez ekskluzywną zawartość, możliwość ingerencji w treść lub poprzez dodatki tj. tapety na pulpit, darmowe ścieżki muzyczne, czy podziękowania na liście płac. Inni z kolei pozwalają sobie na odważniejsze rozwiązania. Najhojniejszych zapraszają przykładowo na degustację piwa.

To powoduje, że crowdfunding z wczesnym dostępem stają się ciekawymi alternatywami dla tradycyjnego modelu reklama-zakup-zabawa. Gracze poszukują towaru, który zainteresuje ich samym pomysłem, a nie koniecznie realizacją. A przy okazji będą mogli realnie wpłynąć na efekt końcowy.


Tytułowe zdjęcie pochodzi ze strony Rocío Lara www.flickr.com/photos/analogica i jest udostępnione na licencji Creative Commons.